W rogu dziedzińca zamku w Niepołomicach (woj. małopolskie) na ławeczce siedzi Stańczyk. To dzieło rzeźbiarki Agnieszki Świerzowicz-Maślaniec. Figura pojawiała się w 2007 roku i z miejsca podbiła serca odwiedzających zamek. Nie ma chyba turysty, który nie zrobił by sobie zdjęcia z królewskim błaznem.
Stańczyk nie przypadkowo usiadł w Niepołomicach. Otóż wedle tradycji uczestniczył on w nieszczęśliwym polowaniu na niedźwiedzia, które zakończyło się przedwczesnym porodem przez królową Bonę drugiego męskiego potomka.
A było to tak: król Zygmunt Stary uwielbiał polować w niepołomickiej puszczy. Pewnego dnia w 1527 roku przywieziono z Litwy wielkiego niedźwiedzia. Wypuszczono go tuż przed polowaniem, aby król mógł bez problemu go ustrzelić. Wyszło jednak inaczej – niedźwiedź zamiast czmychnąć do lasu, ruszył na ludzi. Ci zaś w pośpiechu zaczęli uciekać. Tak też zrobiła ciężarna królowa Bona. Ale jej koń przestraszył się i zrzucił ją z grzbietu. Skutkiem wypadku był poród.
Ówczesny historyk i kronikarz Marcin Bielski tak opisuje to zdarzenie w „Kronice Polskie” – „Gdy go (niedźwiedzia) wypuszczano w gaju blisko Wisły, poszczwano go wielkimi psami najpierwej, które on połamał i pobił (…). Z przodku był niemężny, ale potem gdy się rozgniewał, oślep bieżał na ludzi. Ożarowskiego herbu Rawicz, podkomorzego królewskiego, przewrócił z koniem. (…) Puścił się potem tam, gdzie królowa stała, która uciekając przed nim, potknął się koń pod nią, spadła i uraziła się, bo była brzemienna; tamże porodziła bez czasu syna, który pochowan zarazem w Niepołomicach”. Chłopca ochrzczono imieniem Olbracht. Dziecko nie przeżyło nawet doby.
Przed niedźwiedziem uciekał też Stańczyk. Kiedy król Zygmunt wytknął mu ten przejaw tchórzostwa mówiąc: „Począłeś sobie nie jako rycerz, ale jako błazen, żeś przed niedźwiedziem uciekał”, ten mu odpowiedział: „Nie ten jest błaznem, co ucieka przed rozjuszonym zwierzem, ale ten, kto mając niedźwiedzia w skrzyni, puszcza go na swoją szkodę”. To zaś dotyczyło Prus, od których Zygmunt Stary przyjął hołd (w 1525 roku), zamiast je zniszczyć, aby więcej Polsce nie zagrażały, „wypuścił na swoją szkodę”.
A kim był Stańczyk? Bardzo mało o nim wiadomo. Nieznane pozostaje zarówno jego prawdziwe imię, jak i nazwisko. Zwano go Stasiu Gąska. Nawet daty urodzenia i śmierci (1480-1560) są niepewne.
Wiadomo, że pochodził z podkrakowskich Proszowic i był nadwornym błaznem trzech Jagiellonów: Aleksandra, Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta. Słynął z ciętego dowcipu, ale ceniono nie tyle za poczucie humoru, ile za inteligencję. Słuchano go uważnie, bo istotne treści potrafił przekazywać w wesoły sposób i wiele wybaczono. Błazen był wykształcony, zamożny, cieszył się powodzeniem u kobiet i poważaniem wśród polityków. Najbardziej znany jego wizerunek pochodzi z XIX wieku i jest dziełem Jana Matejki (obraz „Stańczyk na dworze królowej Bony po utracie Smoleńska”, rok 1862, w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie).
Stańczyk Agnieszka Świerzowicz-Maślaniec jest ubrany według ikonografii z obrazu Matejki. Nie sposób go pomylić z nikim innym.